,
Adwent zaskoczył mnie w pierwszą sobotę grudnia.
Tydzień wcześniej, podczas niedzielnych ogłoszeń parafialnych pojawiła się informacja, że w sobotę o siódmej rano będą sprawowane Roraty dla młodzieży, zwłaszcza dla kandydatów do bierzmowania. Bardzo lubię młodzież i pracuję z nią od lat. Dlatego chętnie przybiegłam z lampionem jeszcze przed świtem w ten sobotni poranek...
Weszłam do kaplicy. Minuty mijały. Schola „próbowała” pieśni. Ksiądz przygotowywał ołtarz. Do kościoła weszło parę dorosłych osób i kilkoro nastolatków. Spojrzałam wokół siebie. Pomyślałam: „Szkoda, że niewielu młodych skorzystało
z zaproszenia”. Jakoś tak mało światła wlało się w moje serce, bo też i mało lampionów nieśmiało pobłyskiwało tu i ówdzie.
Usłyszałam sygnaturkę. Ksiądz wychodził do ołtarza. Schola rozpoczęła śpiew i w tym momencie... otworzyły się drzwi,
a do kaplicy wmaszerowało chyba ze stu młodych. Wchodzili i wchodzili... Długa procesja z lampionami w dłoniach. Czułam, że w tych nastolatkach przyszedł do kaplicy Pan. Przyniósł nadzieję i światło. Jakby chciał powiedzieć: „Nawet jeśli coś ważnego jeszcze się nie zrealizowało, to nigdy nie powinniście wątpić, że dobro w końcu przyjdzie”.
Zaskoczył mnie Adwent... Zaskoczył, bo już w pierwszą sobotę grudnia przemówił do mnie przyjściem tak wielu młodych.
A przecież Adwent znaczy właśnie „przyjście”.
Małgorzata Sar